wtorek, 9 sierpnia 2016

Prosta opowieść o miłości...


Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra. Zadzwoniła już PO FAKCIE, gdy wszystko ogarnęła. Zadzwoniła ze szpitala. Zadzwoniła, by powiedzieć, że jej córka, moja pszczółka/siostrzenica ukochana, miała wypadek. Zwichnęła sobie i złamała rękę, przemieszczając łokieć w stronę zupełnie przeciwną do naturalności.

Przytomność mojej siostry i jej szybkie działanie dały małej Kai cenny czas. I sprawnie załatwiły sprawę. Los postawił na ich drodze lekarza, który akurat miał wtedy dyżur i który składał ludzi po wypadkach w górach. Metodami rożnymi. Zamiast czekać na lukę w szpitalnym kalendarium i operację - ten lekarz nastawił Kai rękę. Na żywca. Zrobił to tak, że dziś Kaja nie bierze nawet tabletek przeciwbólowych (wczoraj tez nie brała). Zrobił to tak, że jej pierwsze słowa do mnie w telefonie dziś brzmiały "ciocia, a wiesz, że mnie nic nie bolało... ".

Jestem pełna szacunku, podziwu i wzruszenia dla postawy mojej siostry i małej Kai. Niczego nie wyolbrzymiały, nie pompowały strachu i nie wykorzystywały zdarzeń do jakiejś manifestacji swojej osoby, do tzw. podniecania się tym, co się dzieje... Nie biły piany, nie panikowały, tylko odważnie i przytomnie spotkały się z tym co się dzieje i to przeżyły. Uważnie, mądrze, sprawnie. Razem i osobno.

Jest we mnie niebywałe poruszenie mocą tych dwóch kobiet. Ich relacją, relacją każdej ze sobą samą i relacją wzajemną. Jest we mnie niebywałe poruszenie miłością matki (mojej siostry) do córki, mądrością mojej siostry i dzielnością Kai oraz jej zaufaniem do swojej mamy. To wszystko jest obrazem tego, jaką relację stworzyły i ona procentuje w chwilach takich, jak wczoraj.

Gdy myślę o tym, co się stało... przechodzą mnie ciarki i boli mnie całe ciało... stało się coś mocnego... A mimo to Kaja rano śpiewała mi radosnym głosem w słuchawce "mam tę moc... z żartobliwym zakończeniem „o klozecie"... One – moja siostra i Kaja - po prostu są, choć stało się coś trudnego... Są po prostu z tym, co jest i w tym, co jest.

I takie poczucie we mnie, nieuformowane w adekwatne słowa, że każda sytuacja jest właśnie po prostu... Po prostu jest… i że to my jej nadajemy rangę i interpretację...

A trudne nie musi być złe.
Trudne nie znaczy, że jest złe…
Trudne nie musi być traumatyczne.
To zależy od nas. Jaką nadamy temu rangę i jaki nadamy temu sens.
Nie trzeba tego obracać w sobie w nieskończoność. Można to przeżyć po prostu i jeszcze na tym skorzystać...
Powiedziałam dziś Kai, że teraz ma okazję, żeby nauczyć się rysować lewą ręką i że będzie bogatsza o to. Będzie mogła rysować obrazy na dwie ręce...  Odpowiedziała " o jaaaaaaaaaaaaaaaa... ".

Podziwiam moją siostrę.
Podziwiam Kaję.

I kocham je.

Wczoraj w nocy, po informacjach o wypadku Kai, oglądałam film „lot 93” – zrobiony w stylu reportażowym o zamachu na WTC. Zrobiony z pozycji wież kontroli ruchu lotniczego i jednego z samolotów... Losy ludzi w wieżach i w jednym z samolotów, w tym, który nie doleciał do założonego celu.

Ludzie działali w tym samolocie. Zginęli, ale działając. Nie stracili nadziei i nie oddali się rozpaczy. działali. Nie lamentowali. Byli przytomni. Przerażeni, ale przytomni. Pomyślałam, że część z nich przynajmniej, nie zdążyła poczuć, że umiera, bo byli zajęci działaniem...
Wiedząc, że zginą - dzwonili do domów, by powiedzieć: KOCHAM CIĘ.
Jedyne słowa, które się naprawdę liczyły dla nich to słowa miłości.
Jedyne słowa, które – od zawsze mam wrażenie – liczą się ostatecznie, to słowa o miłości. To słowa miłości.
Jedyne, co się naprawdę liczy to relacje i miłość.
Na końcu - jeśli masz czas - chcesz powiedzieć: kocham Cię.
Zapewne tym bardziej, jeśli mówiło się to rzadko.

Płakałam po tym filmie, zapewne wypuszczając emocje związane z wypadkiem Kai. Płakałam i modliłam się (czego nie robię). Miałam jednak wiarę i spokój, że będzie dobrze. Płakałam, bo czułam, że kocham i czułam tę kruchość, że w każdej chwili może być ostatni moment. Czy nam się to podoba, czy nie.

Miłość.

Dziś zapisałam w swoim kajeciku kilka pytań:

- jak mój partner okazuje miłość?
- jak miłość okazuje moja siostra?
- jak miłość okazuje moja mama?
- jak miłość okazuje Kaja?

I wreszcie …

- jak ja okazuję miłość?

Chcę to obejrzeć.

Chcę jeszcze raz dokładnie zobaczyć, kim jest każdy z tych ludzi, jak postępuje i co jest naturalnym ich i moim sposobem okazywania uczuć.
I chcę o tym pamiętać i odróżniać od moich oczekiwań.
I chcę, by ważni dla mnie ludzie - zawsze wiedzieli, nigdy nie wątpili, że są ważni.
By w chwili granicznej - nie żałować, że za mało gestów i za mało słów.


Pracując coachingowo z jedną z moich klientek – pojawił się wątek relacji i miłości. I padają między nami pytania. Pytania, które każą przemyśleć różne kwestie, zweryfikować, oddzielić od założeń, myślowych nawyków i tego, co "się powinno". Pytania, które zbliżają do prawdy, do tego, co faktycznie jest.

Podczas tej pracy wyraźnie brzmią:  oczekiwania i założenia w dysonansie z tym, co jest.

Okazuje się, że ...
my - ludzie... 
często...

Myślimy, że każdy kocha tak., jak my kochamy.
Myślimy, że jak ktoś nie kocha tak, jak byśmy chcieli – to znaczy, że nie kocha.
Myślimy, że jak nie ma tego, co oczekujemy – to znaczy, że nie ma miłości lub że jest licha…

Poprosiłam moją klientkę, by codziennie pisała do mnie mejle z tym, co dobrego w danym dniu, w niej. Z pozytywami z dnia. To proces uczenia się doceniania.

W tych mejlach jest dużo pięknych obrazów. „On umył mi buty”, „zjadłam pyszne racuchy, które zrobiła ona”, „dostałam komplement i przyjemnie rozmawiałyśmy”, „siedziałam na balkonie, popijając lampkę wina i myślałam o tym, jaki był dzień”, „siedzieliśmy w kuchni i jedliśmy śniadanie, on opowiadał o tym i tamtym…, jego rodzice krzątali się wkoło, a my rozmawialiśmy, to była nasza chwila...”.

Czuję w tych zdaniach miłość. To codzienna opowieść o codziennej miłości.

Napisałam o tym mojej klientce.
I to moje napisanie otworzyło jej oczy.

„Moja mam pokazuje mi miłość racuchami”?

Czasem tak. Czasem właśnie tak.

Każdy pokazuje miłość tak, jak umie.

Nie tak, jak robimy to my sami.
I z reguły nie tak, jak my chcemy, by to robiono.
Tylko właśnie tak, jak akurat umie.

Niektórzy, szczególnie Ci, którzy mało zaglądają w siebie, robią to tak, jak ich nauczyli w domu, jak myślą, że trzeba, że się powinno… I czasem jest to bardzo dalekie od tego, czego my byśmy chcieli…
Tak, czy siak – kochając – i tak, każdy daje – co najlepszego ma. Upierdliwe pytanie o szalik – jest objawem troski. Podobnie, jak racuchy i umyte buty. Nie musieli tego przecież robić. Zrobili.

Mówiąc w ten sposób: jesteś ważna. Troszczę się. Kocham.

Mój mężczyzna wstał dziś rano i choć lodówka była akurat pusta – pozbierał owoce z koszyczków i zrobił mi smoothies. Mi. Nie sobie. Obrał pomarańcze, banany i kiwi, Obrał imbir. Pokroił na mniejsze kawałki. Wrzucił do kubka, podłączył blender i zmiksował wszystko na niewiarygodnie pyszną ciecz. Potem zakręcił kubek wieczkiem, ciasno, sprawdzając czy nie przecieka, bym nie oblała się idąc do pracy. I podał mi kubek bym miała na drogę do pracy. Nie musiał tego robić. Nie prosiłam o to. A mimo to wstał i „wyprawił mnie do pracy”.
Mogłabym pomyśleć – zwykły kubek ze zwykłym smoothies. Ot co. Jednak wybieram widzieć głębiej. Ten kubek to wyraz miłości. Miłość zamknięta w soku. Jego sposób na poranne „kocham Cię”.

Dlatego warto nauczyć się patrzeć, widzieć i odróżniać.

Widzieć, jak dana osoba okazuje uczucia. Zapamiętać to. I odróżniać to od swojego sposobu okazywania uczuć i od swoich oczekiwań.
I doceniać. DOCENIAĆ.

Bo ostatecznie chodzi o miłość. I o relacje.
Róbmy więc miłość. I róbmy dobre relacje.

Kończąc,

chcę powiedzieć światu, że moja siostra to przepiękna kobieta, przecudny człowiek.
chcę powiedzieć światu, że Kaja to dzielna dziewczynka i istne światełko.
Chcę powiedzieć światu, że miłość jest na wyciągnięcie ręki w drobiazgach codziennych.
Chcę powiedzieć światu, że warto sobie zadawać ważne pytania i warto szukać odpowiedzi.
I chcę powiedzieć, że trudne nie znaczy złe.
I że to, co ważne – to miłość. Miłość i relacje.
Bo chodzi o miłość.
Bo tak naprawdę chodzi o miłość…

I jeszcze to, że Kaja i moja siostra Kamila oraz mój mężczyzna – Piotruś – malowaliśmy dla Was, dla Nas ściany w Twórczym Centrum Spotkań, Rozwoju i Inspiracji (TOTU) i że te ściany są pełne miłości. Są pomalowane z miłości i miłością. I teraz, Kajula nie może malować prawą łapka, ale będzie tam grzała ściany swoja obecnością – by tej miłości było po sufit i by przygotować miejsce właśnie tak, jak chcemy.

Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą o centrum - informacje są TU.

Zamieszczam też kilka zdjęć pięknych ludzi, których kocham. Bohaterek tej opowieści: mojej siostry i Kai. I mojego mężczyzny.

Z wdzięcznością za nich.


robimy dla Was/dla Nas centrum TOTU:


















poniedziałek, 25 lipca 2016

OGRÓD ŻYCIA I PRAWO SIANIA





Newsletter numer 10
Lipiec 2016

OGRÓD ŻYCIA
I PRAWO SIANIA
***********************************************************************************************


„Kto sieje wiatr ten zbiera burzę”.
Znasz to, prawda?
Na pewno znasz…

Wiesz o czym to przysłowie mówi? O prawie siania.

PRAWO SIANIA mówi o tym, że wyrośnie to, co zasiejesz i co będziesz podlewać lub to, czemu pozwolisz wyrosnąć.


Zasada jest banalnie prosta. Co nie znaczy, że jest łatwa w codziennym życiu, w praktyce. Bo proste nie znaczy łatwe.

Przykładowo.

Jeśli przekopiesz ziemię, spulchnisz ją, w jej zagłębienia powrzucasz nasionka rzodkiewek, ładnie zakopiesz, uklepiesz, a potem codziennie będziesz do nich zaglądać, będziesz je podlewać i wyrywać kłącza niepotrzebnych chwastów – co wyrośnie? Wyrosną rzodkiewki. Nie baobaby, nie pomidorki koktajlowe, ale rzodkiewki. Wyrośnie dokładnie to, co zasiałaś.

Jeśli liczyłaś na maliny – to się przeliczysz. Z nasion rzodkiewek wyrastają rzodkiewki.

Jest wielce prawdopodobne, że wyrosną piękne i dorodne, gdy będziesz należycie dbała o ich wzrost, sprawiając by miały wszystko, co potrzebne, poświęcając im swoją energię, czas i uwagę.
W przeciwnym razie – mogą być liche i takie oby, oby, ale jednak będą to rzodkiewki, a nie baobaby.

Rozumiesz?

Od Ciebie zależy CO ZASIEJESZ I W JAKIEJ FORMIE WYROŚNIE TO, CO ZASIEJESZ (piękne i okazałe, czy liche i oby, oby).

Jeśli nic nie zasiejesz – i tak coś wyrośnie. Bo tego domaga się życie. Próżnię zawsze wypełnia coś. Będzie to jednak coś nie z Twojej woli, nie z Twego świadomego wyboru, ale coś przypadkowego i w przypadkowej formie.

To jest OGRÓD ŻYCIA.

To Ty jesteś ogrodnikiem. Od Ciebie zależy ten ogród.

Wyrośnie to, co zasiejesz.
Nie wyrośnie to, czego nie zasiejesz.
Wyrośnie takie, jak będziesz o to dbać.

Rozumiesz?


Jeśli dbasz o pieniądze, kontrolujesz ich dopływ, wydatkowanie, magazynowanie i wzrost – pieniądze będą stabilne i/lub będą wzrastać (zależnie od rodzaju Twoich działań). Proste? Proste.

Jeśli natomiast nie kontrolujesz swoich wydatków, nie inwestujesz swoich pieniędzy w priorytetowe potrzeby, jeśli nie dokonujesz działań, by nie odpływały, a przyrastały – pieniądze będą, albo ich nie będzie, płynne, niekontrolowane. Będą takie, jak je zrobisz. Tyle, ile ich zarobisz, tyle ile pozarządzasz. Proste?

Jeśli jesteś serdeczna i uśmiechnięta, życzliwa dla swojego partnera, masz dla niego ciekawość i otwartość. Rozmawiasz. Nie oceniasz, a pytasz. Stawiasz na rozumienie go, nawet jeśli nie zawsze go rozumiesz – to zasiewasz ziarna bliskości, kontaktu. Podlewając te ziarna powodujesz, że będzie wzrastała dobra relacja, ukierunkowana na zbliżanie się do siebie, szukanie punktów stycznych i sposobów na rozumienie się. Będziesz działała na rzecz właśnie tego. I to będziesz stymulowała do wzrostu.

Jeśli natomiast będziesz stale marudząca, czepialska, roszczeniowa i krytyczna – zasiejesz dystans, chęć ratowania się poprzez ucieczkę lub atak i rosnącą spiralę niechęci, oddalenia i braku zrozumienia. Wyrośnie to co zasiejesz.

Raczej nie można się spodziewać, że gdy będziesz marudzić i się czepiać (bo nazbierało się w Tobie elektryczności) – ktoś będzie w nieskończoność Cię głaskać i tulić. Zasiałaś wiatr – zbierzesz burzę. Proste? Proste, prawda?

Dostajesz takie plony, takie owoce, jakie zasiejesz i jakie wyhodujesz.

Dokładnie to.

Czasem skumulowana energia czynników zewnętrznych  i Twoich ukierunkowanych, zaangażowanych działań da plony piękne ponad oczekiwania. To cudnie! Zauważ jednak, że to wciąż jest wynik Twojego zaangażowania i selektywności. Twoich działań, Twojej energii.

Jeśli łudzisz się lub marzysz, że z robienia nic lub bardzo niewiele wyrośnie to, czego chcesz i na dodatek przepiękne – to się przeliczysz i jesteś kiepskim ogrodnikiem. Kiepskim ogrodnikiem w ogrodzie swojego życia. Wiesz co to znaczy? To znaczy, że będąc kiepskim ogrodnikiem w ogrodzie swojego życia – jest wielce prawdopodobne, że wyhodujesz sobie kiepskie życie. Nieciekawie, co?

Jakim ogrodnikiem jesteś?

Jaki jest Twój ogród?

Zastanawiasz się, co chcesz zasiać i co chcesz by wyrosło?

Czy pozwalasz innym siać co popadnie w Twoim ogrodzie? Co-byle?

Przebierasz nasiona, by wybrać te, które są dobre, najlepsze? By zmaksymalizować szanse na najlepsze plony?

Czy pozwalasz wiatrowi siać co-byle lub sama siejesz to, co akurat masz w ręku lub co ktoś powiedział, by zasiać?

Siejesz uważnie i w dobrych warunkach? Czy byle-kiedy, byle-jak?

Dbasz o zasiane nasiona? Podlewasz je? Angażujesz się? Poświęcasz im czas i uwagę oraz swoją energię? Doglądasz? Troszczysz się o nie?

Czy masz je w gdzieś, wymagając, by samo-się?

Masz poczucie, że Ty Tworzysz swój ogród? Ogród swojego życia?

Wiesz w ogóle, że masz ogród? I że to nie zabawa? Nie będzie drugiego rozdania. Drugiej szansy.
Wiesz o tym?

Jakim jesteś ogrodnikiem?

Jaki jest Twój ogród?

I co w nim siejesz?

Zwykłam chadzać do pracy pieszo. Lubię to. Mam czas na rozruch i na siebie i swoje myśli. I czas na obserwowanie zmian wokół. Moja droga prowadzi koło kawałka pola. Obserwuję, co się z nim dzieje i co robią ludzie, by rosło to, co chcą. Ta droga i te obserwacje to skarbnica mądrości.
Jesienią ludzie przygotowywali ziemię na przyszły sezon. Oglądałam proces każdego dnia.
Pewnego razu przyszło do mnie zdanie, które mnie olśniło.
Wiosną wyrośnie to, co zasiejesz jesienią.
A latem zbierzesz z tego plony.
!!!

Potrzebujesz na to czasu.

Potrzebujesz się skoncentrować.

Potrzebujesz się zaangażować.

I potrzebujesz być selektywna.


Przebrać nasiona, wybrać nasiona, zasadzić nasiona, podlewać je, dbać o kiełkujące życie, by się wzmocniło i rozwijało się, by rosnąć i dojrzewać.

Nie ma innej drogi.

Nie wydasz owoców – nie zakwitając wcześniej.

Nie zakwitniesz – nie urosnąwszy.

Nie urośniesz – nie dbając o wzrastanie i nie siejąc właściwych nasion.

Wiosną wyrośnie to, co zasiejesz jesienią.

Latem zbierzesz plony.



Zastanów się chwilę.

Co chcesz, by urosło przyszłą wiosną?
Kim chcesz być? Jaka chcesz być? Jak chcesz żyć?
Jakiej jakości chcesz w swoim życiu?
Jaką jakością chcesz być?

Hmmm?

Pomyśl chwilę…


Jakie plony i owoce chcesz zebrać latem z tego wzrostu?
Czym się cieszyć? Czym chcesz się karmić?
Jaki efekt chcesz tym wzrostem osiągnąć?

Pomyśl…



Niebawem minie lato. Jeszcze kilka fajnych, ciepłych, brzęczących owadami dni… i przyjdzie jesień… Potem zima i wiosna, a potem znów lato…

Spójrz wstecz. Jaka byłaś minionej jesieni? Czego chciałaś? Czy coś sobie postanawiałaś? Coś obiecywałaś? Jaka była Twoja zima? I co wyrosło na wiosnę? Jaka Ty? Jaka jakość Twojego życia wyrosła?

Za sobą masz wiele jesieni, wiele zim, wiele wiosen i wiele lat…


To, czy byłaś dobrym ogrodnikiem i czy masz taki ogród = życie jak chcesz, jak zasiałaś – wiesz Ty sama.
To czy byłaś dobrym ogrodnikiem, świadomym ogrodnikiem, czułym ogrodnikiem – wiesz najlepiej Ty sama, patrząc na to, kim jesteś. Co w Tobie wyrosło, co kwitnie, co owocuje, a co nie.


Jesienią zaczynamy mądre, świadome, ukierunkowane dbanie o swój ogród. To droga W RYTM SERCA.

Przeczytasz o niej tu.

Wiosną wyrośnie to, co zasiejesz jesienią.

Latem zbierzesz swoje plony.


Jeśli nie chcesz tracić kolejnych jesieni, zim, wiosen i lat na przypadkowe, liche zbiory…
Jeśli chcesz świadomie zasadzić to, co chcesz, by wyrosło i świadomie o to dbać, by rosło, by z tego korzystać…

- zapraszam Cię do programu W RYTM SERCA.

Zaczynamy właśnie jesienią.

Kończymy wczesnym latem, gdy rozpoczniesz swoje pierwsze zbiory.


Rozumiesz?

Jeśli chcesz zmian w swoim życiu. Prawdziwych, mocnych, owocnych, karmiących, ukierunkowanych, świadomych i dobrych – musisz być dobrym ogrodnikiem.
Jeśli chcesz być wreszcie taką sobą, jaką chcesz – nie tylko stać się „super-fajna” przez jedną chwilkę, ale przeobrazić się – musisz być dobrym ogrodnikiem.




W tę sobotę jest spotkanie W RYTM SERCA.

To spotkanie „przyszłych dobrych, świadomych ogrodników”, którzy chcą dbać o swój ogród życia.

Inwestujesz 4 godziny swojego czasu i 20 zł.

Tyle.
Zysk zależy od Ciebie.

Na pewno dostaniesz pomoc, wskazówki i wsparcie odnośnie świadomego siania tego, co dla Ciebie ważne i okazję, by zrobić to, jak należy.

Wybór jest Twój.
Zapraszam Cię bardzo serdecznie na tę sobotę.
Jeszcze są miejsca.

Dominika Świątecka




















piątek, 22 lipca 2016

foto-wspominki z zakończenia 2 edycji programu W RYTM SERCA



Kilka foto-wspomnień z zakończenia 2 edycji 
coachingowego programu rozwoju osobistego 
W RYTM SERCA.



Cudowny dzień, dobre zwieńczenie owocnej drogi W RYTM SERCA.


Zdjęcia: Magdalena Orzoł























czwartek, 21 lipca 2016

Czy jesteś gotowa ?





Czy jesteś gotowa?
***********************************************************************************************
Czy jesteś gotowa?

To z reguły dzieje się nagle. Bum – i okazja stoi przed Tobą. OKAZJA – przez duże O.
Co zrobisz?
Czy jesteś gotowa?


Ostatnio w mądrej książce, którą podczytuję od swojego mężczyzny – przeczytałam, że ludzi sukcesu (zwycięzców) różni od ludzi jedynie –marzących-o-lepszym życiu między innymi to, jak się przygotowują.
Przygotowanie pomaga być gotowym.
Oczywiście – nigdy nie jest się w pełni gotowym. To jasne. Można jednak być gotowym na tyle, by odważyć się skoczyć w nowe, zrobić krok i zaryzykować, postawić kropkę nad i.

Wyobraź sobie taką sytuację.
Pani J. marzy o tym, by prowadzić zajęcia jogi z kobietami. Ma poczucie, że joga to cudowny sposób samooczyszczenia, autobalansu i kontaktu z wszechświatem. Ma również poczucie, że to fajny łącznik na dobrą bliskość z ludźmi i dzielenie się tym, co sama lubi. Pani F. ma podobnie. I choć obie panie się nie znają i dzieli je geograficzna przestrzeń – mają podobne jogo-upodobania i podobną na ten temat perspektywę. Obydwie marzą, by nie tylko ćwiczyć jogę, ale nią się z ludźmi dzielić. I jeszcze na tym zarabiać. Zbudować swoje życie wokół tego.

Między tymi paniami są jednak różnice w podejściu.
Pani J. 4 razy w tygodniu chodzi na zajęcia jogi, zawsze do innych instruktorek, by podpatrzyć sposoby prowadzenia zajęć i wyłapać różnice w warsztacie. Sprawdza w ten sposób sama ze sobą, co na nią, jako klientkę działa, a co nie. Z racji tego, że pracuje zawodowo w formie zmianowej i ma trójkę wciąż jeszcze małych dzieci – kombinuje i upycha obowiązki z dnia tak, by zawsze być 4 razy w tygodniu na zajęciach jogi, zawsze u innej instruktorki. Raz na kwartał jeździ na szkolenia, nawet jeśli to jest na drugim skraju Polski. Dzieci „sprzedaje babci” jednej, albo drugiej, a potem w podzięce gotuje im pyszne obiady. Robi to z reguły późną nocą, bo dzień jest za krótki; robi to zmęczona i senna, ale robi to mimo wszystko z uśmiechem, wdzięczna, że udało jej się być tam, gdzie być chciała i że znów się nauczyła czegoś. Jadąc autem, w krótkich piętnastominutowych przerwach pomiędzy odwózką do przedszkola, a sklepem i pracą - słucha muzyki relaksacyjnej, by znaleźć tę, która pasuje do jej stylu jogi. Rano wstaje wcześniej, by 15 minut poćwiczyć po swojemu…, nim rodzina wstanie; siedząc w WC, czyta o jodze, o mistrzach, o stylach, o filozofii, rozmyśla. Na serwetkach w restauracjach zapisuje pomysły odnośnie zajęć, które sobie układa w głowie. O tym, jak ona poprowadzi jogę. Robi to zresztą raz na kwartał – dla trzech koleżanek. Za darmo i mocno po godzinach, w salonie pomiędzy telewizorem a kanapą, niby ciasno, a jednak – ćwiczy, prowadzi i układa sobie wszystko w całość i uczy się bycia z klientkami…

Pani F. była na jodze dwanaście razy, było fajnie, bardzo jej się podobało, bardzo, bardzo. Kupiła DVD z ćwiczeniami jogi, by ćwiczyć w domu. Leżą gdzieś na trzeciej półce w rogu. Raz na jakiś czas sobie przypomina, żeby je stamtąd wyjąć i zacząć ćwiczyć. Na jogę nie chodzi na razie, bo miała katar trzy tygodnie temu i jest zmęczona. I pracy dużo. Marzy jednak o tym, by  otworzyć centrum, w którym będzie uczyła kobiety jogi. Wtedy jej się będzie lepiej żyło. Myśli o tym, jak to będzie, mówi o tym koleżankom na rozmowach przy kawie. W przyszłym roku myśli, że może pojedzie na trzydniowy jogowy obóz. To na pewno da jej napęd. I radość.

Pewnego dnia obie panie, całkiem synchronicznie, spotykają człowieka, rozmawiają  z nim, bardzo przyjemnie, wiele wspólnych tematów i zamiłowań, w tym joga. Okazuje się, że ten człowiek otworzył swoje centrum i właśnie szuka ludzi, z sercem, z zapałem, z chęcią i z pomysłami – by tworzyli coś świeżego, swojego. Każda z nich dostaje propozycję stworzenia swojego programu  i prowadzenia zajęć raz w tygodniu dla kameralnej grupki kobiet. Tak na początek. W obu tych paniach pojawia się uczucie stracho-szczęścia (słowo zapożyczone od mojej cudownej klientki, Pani B. :-*).

Jak sądzisz, która z tych Pań ma szansę wykorzystać okazję, która do niej przyszła?


No właśnie!

Jak sądzisz, która z tych Pań ma szansę żyć swoje życie w sposób, o jakim marzy?

No właśnie!

Ty, podobnie, jak ja … zapewne o czymś marzysz, za czymś tęsknisz, czegoś chcesz…
Czymkolwiek to jest – jest to kwestią JAKOŚCI.
Zmiany jakościowej.

Na przykład – chcę być szczupła, choć na razie mam jedynie szczupły – ba, chudy portfel. Chcę być wreszcie szczęśliwa i nie powielać starych schematów. Chcę mieć lepszą pracę i zarabiać lepszą kasę. Chcę otworzyć kawiarnię, choć nie wiem, jak się robi macchiato i nigdy sama nie zrobiłam dobrego essperso con panne.



Czy jesteś gotowa?
Gdy przyjdzie okazja.
Gdy los postawi przed Tobą szansę.

Nie filmowe cudowne obdarowanie wielozerową wygraną w totka, ale realną możliwość, która otwiera przed Tobą drzwi. A to od Ciebie zależy jak ją wykorzystasz. Na ile potrafisz się bać i robić, wysilić się, zaangażować. Wykorzystać to, co masz i co umiesz. Wykorzystać to, co nazbierałaś do teraz.

Na ile naprawdę zależy Ci na sobie samej?
Na ile chcesz być panią J., a na ile jednak panią F.?

Czy jesteś gotowa?
Dofinansowanie na pobliską siłownię. Jesteś gotowa? Zaproszenie do programu rozwoju osobistego jako szansa na szczęście. Jesteś gotowa? Oferta pracy z dużym ryzykiem (przegranej lub trampoliną do lepszego życia). Jesteś gotowa? Stanowisko w czyjejś firmie z cudnym ekspresem do kawy i ofertą prowadzenia kawo-spotkań. Jesteś gotowa?

Co robisz, by żyć tak, jak chcesz żyć?
Co naprawdę, realnie robisz?
Jak się przygotowujesz?

To nieprawda, że tylko niektórzy ludzie dostają od życia okazje. Nieprawda.
Każdy z nas je dostaje. Niemalże codziennie.
Niektórzy są jedynie ślepi na nie. Zajęci obracaniem w sobie poczucia braku i niezadowolenia.
Inni wybierają ze stracho-szcęścia podlewać strach. Wybierają lęk, zamiast odważenia się – bojąc się (czasami bardzo, bardzo) – na zrobienie pierwszego i potem kolejnego kroku w stronę szczęścia.


Uważam, że okazje od losu pukają kilkukrotnie.
Uważam jednak też, że każda okazja ma termin ważności.
Pomijana, unieważniana – odejdzie i pójdzie do kogoś innego. Jakaś pani F. nie skorzysta, a jakaś pani J. tak.

Ta jedna będzie dalej myślała, mówiła i robiła nic.
Ta druga – jest wielce prawdopodobne – będzie po drugiej stronie tęczy. Na pewno bliżej tego, czego chce i z większym poczuciem mocy własnej i sprawczości.




Sukces jest efektem działania.

Mozolnego działania. Uporczywego „iścia” tam, gdzie chcesz dojść. Na tak zwanych obrzeżach kalendarza. W tak zwanym między-czasie.  

Tak, by być gotową, gdy okazja stanie przed Tobą.

Gotową na tyle, by odważyć się z niej skorzystać. Nie dla samego przejścia drzwi, ale po to, by tę okazję przekuć w złoto.

O czym marzysz?
Czego chcesz?
Za czym tęsknisz?
Czego pragniesz?



Odkładasz to na trzecią półkę w rogu, jak pani F.?
Myślisz, że masz nieokreślony czas w tym turnusie życia i zawsze zdążysz?
Myślisz, że samo się zrobi?


Jeśli tak – powodzenia.



A może jest w Tobie trochę lub dużo z Pani J.?

Z jej determinacji, by żyć lepiej, bardziej; z jej aspiracji, by być tą, którą chce być?
Może oprócz myślenia i gadania o swoich marzenio-tęsknotach – chcesz je faktycznie zrobić?
Może naprawdę chcesz być szczęśliwa?
Może naprawdę chcesz być sprawcza i może naprawdę chcesz być panią swojego życia?



Jesteś gotowa?

Pod koniec października rusza program W RYTM SERCA.

Skorzysta z niego jedynie 12 kobiet.

Okazja w tym samym czasie puka do wielu drzwi. Nie tylko do Twoich.

Będziesz Panią J. czy Panią F. ?

Czego chcesz dla siebie od życia?

Jesteś na to gotowa?

Jeśli chcesz coś zmienić – musisz coś zmienić !

Jesteś gotowa?

Wszystkie informacje masz tu:


https://www.facebook.com/events/896456390482484/

Tu okazja. Pukam.
Puk puk.

30 lipca jest 4-godzinne spotkanie demonstracyjno-informacyjne w kwestii programu W RYTM SERCA. Jesteś gotowa, by z niego skorzystać?

603 088 679 to numer do mnie. Możesz zadzwonić, pogadać, umówić się na indywidualną (próbną, darmową sesję) i … może otworzyć sobie drzwi do zmiany…

Jesteś gotowa ?

Ja jestem.
Pozdrawiam serdecznie,

Dominika Świątecka