niedziela, 19 czerwca 2016

Matematyka miłości: DZIELĄC - MNOŻYSZ

Czasem są takie chwile, że słowa są zbyt małe, by pomieścić treść.

Tak, jak wczoraj, na ostatnim z dwunastu warsztatów autorskiego coachingowego programu rozwoju osobistego
ROZWIJANIE SKRZYDEŁ.



Słuchałam, jak uczestniczka po uczestniczce opowiadała opowieść o swojej mocy. O tym, co przeszła przez ostatnie  dziewięć miesięcy, co było najważniejsze, co było trudne i co z tego, co trudne powstało. Słuchałam uważnie, wielopoziomowo, jak to coachowie potrafią, fale emocji pojawiały mi się w ciele, towarzyszyłam każdemu słowu i uczuciom opowiadających kobiet i jednocześnie rejestrowałam, że w moich myślach pojawia się brzeg morza i rozgwiazdy. I gest wrzucania ich z powrotem do morza. A za tym obrazem – ogromne we mnie przejęcie i myśl, że to aż tak fundamentalnie życiozmienne.

Nim napiszę o przepięknych kobietach, przepięknych ludziach – jeszcze słów kilka o rozgwiazdach i ich opowieści.


Usłyszałam ją bardzo, bardzo dawno temu w Londynie, gdzie dorabiałam sobie, jako ambitna doktorantka w „zwyczajnym” sklepie z kostiumami do wynajęcia. Nie był on wcale zwyczajny, głównie za sprawą jego właściciela – człowieka o ogromnym sercu. Pewnego dnia wezwał mnie do swojego biura podekscytowany i ze świecącymi oczami pokazywał mi zdjęcia ze swojej wyprawy do Birmy. I zaczął opowiadać. O tym, jak spacerując z żoną zostali zaczepieni przez dwóch około-dziesięcioletnich chłopców, którzy chcieli im sprzedać widokówkę; o tym, jak popatrzywszy na nich i przedzierającą przez nich biedę zaproponował im, by ich oprowadzili po mieście; o tym, jak chłopcy z przejęciem pokazywali im nieturystyczne zakamarki miasta wraz z ulicą pełną kartonów, które były ich domem. Mój ówczesny szef powiedział mi wtedy, że po rozstaniu się z tymi chłopcami, tamtego dnia - podjął decyzję, że wróci do Birmy i znajdzie tych chłopców, by łożyć na ich wykształcenie. Mój były szef nie jest milionerem. Jest małym przedsiębiorcą, którego dobre serce wiedziało, że to, co może „mało” w Anglii, może „bardzo dużo” w Birmie. Bowiem wówczas, 20 funtów, za które można było kupić 4 obiady w jakiejś skromnej londyńskiej kafejce – pozwalały na roczne wykształcenie jednego chłopca. I gdy tak siedzieliśmy w jego kanciapie, a ja słuchałam jego opowieści – on odwrócił się w moją stronę z płonącymi oczami i powiedział: Dominika, ja zrobiłem więcej.

Zrobił. Nie tylko wrócił do Birmy, nie tylko znalazł pośród kartonów tych chłopców, ale również założył fundację i wybudował w Birmie szkoły i umożliwia kształcenie i dobre życie nie dwóm chłopcom, ale wielu, wieluuuu, wielu dzieciom. Robi to od wielu lat. Nadal. Stale.
Potem, przeglądając internetową stronę tej fundacji – znalazłam tam króciusieńką opowieść o rozgwiazdach.
Przeczytałam ją i się popłakałam.

Parafrazując, oto ona:

                                        

Straszliwa burza rozszalała się na morzu. Ostre podmuchy lodowatego wiatru przeszywały wodę i unosiły ją w olbrzymich falach, ciskając nimi z siłą na plażę. A każde uderzenie fal o brzeg,  wyrzucało małe, zabawne zwierzątka o kształcie gwiazd. Rozgwiazdy. Siła fal wyrzucała je na dziesiątki metrów od brzegu. Fale szastały nimi, popychając je głębiej w ląd. A potem burza odeszła tak nagle, jak nagle przyszła. I znów było słońce. Piękne i ciepłe. Suszyło pokaleczony falami piasek. I setki, tysiące rozgwiazd, które leżały w pięknym słońcu, umierając. Widok był niespotykany. Zupełnie jakby niebo zrzuciło swe gwiazdy na piasek.

Pewien mężczyzna spacerował brzegiem obserwując to zjawisko. Przemierzał długie przestrzenie plaży i patrzył. Aż w pewnym momencie zauważył innego człowieka, który co chwila schylał się, brał w dłoń rozgwiazdę i rzucał ją daleko, jak najdalej w morze. I zaraz potem znów się schylał i znów brał kolejną rozgwiazdę i znów ją rzucał w wodę. I tak znowu i znowu i znowu… Spacerujący mężczyzna spojrzał na niego wielce zdumiony, a potem podszedł do niego, mówiąc:
- Co robisz człowieku?
- Wrzucam rozgwiazdy do wody – padła odpowiedź wciśnięta pomiędzy rzutem rozgwiazdy,  a podniesieniem kolejnej.
- Ależ po co?!? To jest przecież kompletnie bez sensu! Tu jest ich tak wiele, a poza tym na każdą wrzuconą, morze wyrzuca kolejne trzy! To jest bezsensu!
Człowiek zatrzymał rzut. Spojrzał w oczy mówiącego i powiedział:
- Dla Ciebie to jest bezsensu i nie znaczy nic. Jednak dla tej jednej rozgwiazdy – pokazał wędrowcowi rozgwiazdę leżącą w jego dłoni – dla tej jednej rozgwiazdy to wszystko,  to całe życie. – i cisnął rozgwiazdę daleko w morze, po czym schylił się po następną.



I błyski tej opowieści miałam właśnie w sobie, słuchając wczoraj opowieści cudownych kobiet, uczestniczek programu.

Kiedyś los mnie wrzucił do wody – dając mi szansę, z której skorzystałam. Dla innych mogło to być niewiele, a  dla mnie to było wszystko, całe moje życie. Skorzystałam z niej. I teraz robię dobro, bo wiem, że tak naprawdę rozkład jest zero-jedynkowy. To, co pozornie może wydawać się czymś małym – jest czymś wielkim dla kogoś. Wszystko ma znaczenie. Dlatego małe rzeczy, robione z sercem, robią rzecz wielką. Tak wielką, tak piękną, że słowa wydają się zbyt ciasne, by to oddać.

Życie budzi życie. Sieje dalej. To zupełnie, jak ogniki przeskakujące z jednej zapałki na drugą. Ktoś, kto odzyska życie – potem rodzi życie. Ktoś, kto odzyska jakość, a z nią siebie i poczucie spokoju i szczęścia – rodzi spokój i szczęście, rodzi dobro.
Czuję to wielokrotnie, obserwując świat i ludzi w nim. Czułam to wielokrotnie, obserwując kobiety, z którymi pracowałam dwa lata, najpierw programie W RYTM SERCA, potem w sekwencyjnym programie ROZWIJANIE SKRZYDEŁ. Obserwowałam, jak zmieniając siebie, sobą dają świadectwo i tym sposobem sieją dalej i zapalają innych, ich potrzebę jakości. I w ten sposób zmieniają, nie robiąc nic, po prostu będąc. Efekt wpływu.

Tak działa matematyka życia. Gdy człowiek A – samym sobą – działa na człowieka B -  powstaje efekt.
Matematyka życia mówi również o tym, że gdy człowiek A , odzyskawszy siebie i życie – się i sobą i życiem wypełni – ma tak wiele, że ma z czego dawać. I ze szczodrości serca daje, bo to dawanie nie tylko niczego mu nie zabiera, ale go pomnaża i dopełnia. Dzieli się sobą. Bo matematyka miłości mówi, że dzieląc  – mnożysz.



Tak więc przyszedł czas, że te cudowne kobiety, którym miałam zaszczyt towarzyszyć w ich transformacji - nie tylko rozpoczęły prace nad wielkimi swoimi indywidualnymi  projektami dla ludzi, które jednak są tak duże, że wymagają czasu (poczekajmy na nie, bo warto… imperia nie powstają w dzień)…
- to jeszcze stworzyły coś, co jest darem serc dla siebie wzajem i dla innych.
Dzielą się.


6 cudownych, zwykłych-niezwykłych, odważnych kobiet, poszukujących i stwarzających w życiu to, czego ich serca pragną – stworzyły bloga.
Od siebie – dla Was.

Jednym z wyzwań programu  ROZWIJANIE SKRZYDEŁ była nauka wspólnego działania/ współtworzenia / pracy w grupie. Zadanie to indukowało naukę twórczego bycia i działania. W efekcie miało powstać coś dla siebie i dla świata.
Coś, co jest spójne z twórczyniami.

I powstał niezwykły blog.




Zapraszam Was do niego bardzo, bardzo serdecznie.

6 cudownych kobiet, 6 historii, z 6 perspektyw patrzenia na życie.
Opowieści z drogi, jaką jest życie.
Publikacja raz na miesiąc.

Teraz: anons bloga dla świata – a w  nim - opowieści o autorkach i ich misji.
Zapraszam Was bardzo serdecznie.
Zapoznajcie się :-)

A już za chwilę – pierwsze wpisy, pierwszych 6 historii.




Z wdzięcznością za szczodrość losu i za niezwykłych ludzi, jakich spotykam i jakimi przepełnione jest moje życie.
Z wdzięcznością za te piękne kobiety.
Z wdzięcznością za naszą wspólną drogę.
Za to, że sianie rodzi obficie.


Dominika Świątecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz